sobota, 1 czerwca 2013

Zombiaki

Od jakiegoś czasu chodziła za nami myśl, aby kupić sobie niewielką i prostą grę, w którą będziemy mogli zagrać, nawet jeśli przez większość dnia musielibyśmy skupiać uwagę na innych, ważniejszych rzeczach. Ot tak, dla krótkiej chwili relaksu. Nasz wybór padł na Zombiaki (wyd. Portal). 



Opis tej gry powinienem zacząć od tego, że kupując ją, dostajemy pudełeczko zawierające 85 kart. Jest to zatem gra karciana, jak by się mogło na pierwszy rzut oka wydawać. Otóż niezupełnie. Przypomina mi ona bardziej wariant gry planszowej, a myślę tak dlatego, że część kart tworzy coś w rodzaju prostej planszy, inne z kolei pełnią rolę pionków, które się po tej planszy poruszają, a jeszcze inne są kartami zdarzeń. No to może od początku. 



Jak już wspomniałem, po zakupie mamy do dyspozycji 85 kart - po 40 dla każdego gracza oraz 5 kart tzw. przecznic, które stanowią ową planszę. Zasady gry są banalnie proste, a dodatkowo, działanie każdej karty jest zapisane na niej samej więc w zasadzie, po pierwszym przeczytaniu, instrukcja staje się zupełnie zbędna. Karty przecznic ustawiamy wzdłuż stołu na którym gramy, od piątej do pierwszej. Od teraz wyobrażamy sobie, że stół to 3-pasmowa ulica o długości 5-ciu przecznic, po której ciągną hordy zombi gotowe pożreć nasze mózgi. 




Gra rozgrywa się w turach, najpierw zombi potem ludzie i polega na dobieraniu 4 kart ze stosu, przy czym jedną należy odrzucić niewykorzystaną. Zadaniem gracza kierującego zombi jest wykładanie swoich zombiaków na ulicę (ma do wyboru 3 tory) i doprowadzenie choćby jednego z nich na barykady ludzi (ruch o jedną przecznicę odbywa się automatycznie przed każdą turą zombi). Wtedy gra kończy się i zombiaki mogą cieszyć się soczystym posiłkiem :) Zadaniem ludzi z kolei, jest zrobienie wszystkiego by temu zapobiec.
A mają oni do wyboru niemały arsenał różnego rodzaju broni, przeszkód i innych bardzo humorystycznych kart jak na przykład "jajnik" - jamnik, który odgryza przyrodzenie wszystkim zombiakom na danym torze zamieniając je w zombiaki o sile 1. Tak, każdy zombi ma swoje punkty siły, a raczej ilość ran jaką może na siebie przyjąć zanim... umrze? ...zanim rozleci się i wyląduje na stosie kart odrzuconych.
Do oznaczania jak bardzo uszkodzony jest dany nieumarły przygotowano znaczniki ran, których wygląd można opisać znanym wyrażeniem: "ręka, noga, mózg na ścianie." Kładziemy je po prostu na karcie i gramy dalej. Gra kończy się zwycięstwem ludzi, gdy gracz kierujący zombiakami wyciągnie kartę "świt" będącą zawsze ostatnią kartą w stosie.




Po rozegraniu kilku partii byliśmy trochę zakłopotani. Wydawało nam się niemożliwe by gra, która ma za sobą już 10 lat mogłaby być niedopracowana. A jednak nie mogliśmy wygrać gdy graliśmy nieumarłymi. Zawsze w naszych rozgrywkach wygrywała strona broniąca się.


Pomyśleliśmy, że coś nie tak jest z balansem. Poczytaliśmy różne fora i inni gracze mieli ten sam problem... tylko, że nie byli w stanie obronić się przed zombiakami! Sytuacja całkowicie odwrotna do naszej. Byliśmy trochę zakłopotani, ale cóż. To nie balans był problemem. Szybko obmyśliliśmy nową strategię i tak przygotowani zagraliśmy jeszcze raz. I wiecie co? Zombiaki zjadły mi narzeczoną :D



Jak oceniamy grę? Nie jest to na pewno gra, którą polecamy jako główną pozycję w domowych zbiorach gier. Jeśli eksploatuje się ją zbyt często to może się w końcu znudzić. Nie jest to też gra na spotkania towarzyskie. Możliwość uczestnictwa tylko dwóch osób czyni z nią raczej zabawkę na spokojne wieczory, a nie imprezę. Dobrze się jednak sprawdza w sytuacjach gdy masz tylko chwilę wolnego czasu. Mając 15-20 minut na pewno uda się rozegrać jedną partię. Druga sprawa, Zombiaki są naprawdę świetnie wydane. Karty i inne elementy są po prostu ładne. 



Pudełko też jest dobrze przemyślane i posiada osobne przegródki na obie talie, przez co się nie mieszają i nie trzeba ich sortować. Wystarczy że każdy z graczy weźmie swoją i potasuje, co też stanowi oszczędność czasu o jaką nam osobiście chodziło. Na koniec napiszę jeszcze tylko, że największym chyba plusem jest humor bijący z tego tytułu. Wspomnę tu tylko kartę nieżywej pani Krystynki z wydatnym biustem i podpisem: Silikon nie gnije! 



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz